środa, 2 listopada 2011

Tytonie fajkowe: gdzie fajka najlepiej smakuje?

Palę w kotłowni. Poważnie, to dość miłe miejsce w naszym domu, wyłożone białymi kafelkami, kocioł na ekogroszek, okno na podwórko, taborecik... I tak sobie siedzę i pykam. Chyba brakuje mi ksiązki więc pewnie zacznę czytać przy paleniu... Mamy jeszcze jeden pokój rzadko używany, który nazywamy biblioteką i rzeczywiście nią jest. Żona nie ma nic przeciwko temu bym tam sobie palił moje aromaty. Jednak obok są pokoje moich córek i jakoś nie mam serca ich zadymiać. Dlatego cieszę się ustronnością mojej kotłowni.

Czy ja palę? Ja cały czas palę.
Jest zima to musi byc zimno.

Myślę że palenie na jachcie na Mazurach wieczorem w porciku czy na bindudze, przed schroniskiem wieczorem (np . na Krawców Wierchu w Beskidzie Żywieckim) czy przy drewnianym stole w ogrodzie to będą moje ulubione miejsca.

-------------------

Minionej zimy, korzystając z tego, że zelżały mrozy wyszedłem ciepło ubrany z fajeczką na taras. I tak sobie pykam głaszcząc psa, a do moich uszu z oddali docierają odgłosy pociągu opuszczającego Wrocław Zakrzów, piski hamowania przed stacyjką Wrocław Pawłowice, stukot skłądu nabierajacego prędkości na prostej przed Pasikurowicami. Słyszę dżwięki ostrzegawcze pociągu na przejazdach kolejowych... Turkot zanika wraz z oddalaniem sie osobowego w stronę Trzebnicy a ja sobie pykam, pykam...
Pyk, pyk, stuk, stuk, pyk, pyk, stuk, stuk.....stuk, pyk, pyk, pyk.....

-------------------

Ostatnio mam jeszcze jedno miejsce a raczej okoliczność do bardzo przyjemnego palenia fajeczki.
Z pracy do domu mam ok. 25km samochodem. Mogę jechać krajówką, jednak często skręcam na polne drogi, zapalam fajeczkę, uchylam okno, włączam reduktor i tak powolutku jadę sobie pykając od czasu do czasu. Nie raz zatrzymuję się przy polanie i patrzę na antylopy (znaczy się sarny) skubiące trawkę lub poszukujące czegoś do jedzenia pod śnieżną kołderką. Dojeżdżam zabłoconym po okna samochodem pod dom, wystukuję popiół o próg auta i juz zrelaksowany wchodzę do domu. A myśli moje krążą wokół kolejnej fajeczki.
 
--------------------
 
Ech, jak ja lubię zapach wydm nad Bałtykiem... tak sobie usiąść gdzieś na ławeczce i oddychać raz latakią, dwa razy nadmorskim powietrzem, raz latakią, dwa razy nadmorskim powietrzem... i tak bez endu.
Może Wy, chłopaki z Wybrzeża czy Pomorza macie daleko na narty, ale zazdroszczę Wam tych wiosen i jesieni nad Bałtykiem.
--------------------
 
Palę trzy fajki dziennie i jak sie zastanowić to jest w tym pewna rutyna (rytuał?)
Pierwszą - poranną (albanka nabita tak na 2/3) wypalam na tarasie z kawką czarną mocną. Gdy zdecydowanie zimno - palę ją w kotłowni/pralni. Jednak gdy wisi tam pranie, idę do garażu, siadam na stopniu i pykam. Z tych trzech opcji zdecydowanie wybieram taras. Kontemplowanie otaczającej mnie przyrody przeplata się z myślami o pracy. Bardzo smakują mi poranne fajki. I tak zaczynam dzień. Moje córki w tym czasie kończą śniadanie i ruszamy na Psie Pole na przystanek.

Druga - najczęściej wracając niespiesznie samochodem z pracy. Czasem asfaltówką, czasem polna drogą. Ta fajka jest najbardziej wyczekana (8h w robocie), ale ma też najmniej smaku.

I wreszcie fajka wieczorna - miejsca te same co dla porannej. Palę swoją najwiekszą fajkę (Poliński rocznik 2000), nabitą po sam rim (ostatnio simply unique od Larsena). Bardzo niespiesznie. Takie zwięczenie dnia.

No i zdarza mi się palić na spacerze z psami po lasach i polach. Tak 3 razy w tygodniu. Chodzę z młodszą córką na długie spacery i zabieram fajeczkę ze sobą. Rozmawiamy sobie na różne tematy, szuramy butami w stertach liści. Czasem gdzieś przysiadamy. Zajmuję miejsce na zawietrznej i nabijam niedbale, zapalam i dalej spacerujemy. To piekne chwile, a fajka jest tylko dopełnieniem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz