wtorek, 7 czerwca 2011

Fajka mniej szkodzi cz. 1

Ostatnio mam jeszcze jedno miejsce a raczej okoliczność do bardzo przyjemnego palenia fajeczki.
Z pracy do domu mam ok. 25km samochodem. Mogę jechać krajówką, jednak często skręcam na polne drogi, zapalam fajeczkę, uchylam okno, włączam reduktor i tak powolutku jadę sobie pykając od czasu do czasu. Nie raz zatrzymuję się przy polanie i patrzę na antylopy (znaczy się sarny) skubiące trawkę lub poszukujące czegoś do jedzenia pod śnieżną kołderką. Dojeżdżam zabłoconym po okna samochodem pod dom, wystukuję popiół o próg auta i juz zrelaksowany wchodzę do domu. A myśli moje krążą wokół kolejnej fajeczki :-)

Marcowa przygoda

Wczoraj po 16.30 znowu zamiast wracać z roboty do domu asfaltem skręciłem na polne drogi... jakiś taki rozkojarzony byłem... a może ze mnie dupa nie ofrroadowiec. W każdym razie gdzieś między Mirkowem a Domaszczynem, w szczerym polu wpadłem w koleiny pełne błota i wody i forek zawisł brzuszkiem. Zero trakcji. Podkładanie kamyków i badyli oczywiście nic nie dało. Ruszyłem do pobliskiego domostwa po pomoc. Najpierw dechy i gruz. Dalej zero trakcji. Lipa! No to jeszcze raz ruszyłem na poszukiwanie jakiegoś holownika. Nie mieli, ale dali szpadel. Długie godziny walczyłem z tym wałem ziemnym pod forkiem. W końcu słońce zaszło, a mi skończyły się moce i nadzieja, że sam się wykopię z tego bagna, w które wpakowałem się na własną prośbę.
Na szczęście miałem juz w głowie plan B - telefon do Maćka (leśniczy007). Maciek przeplanował wieczór i zamiast jechać z ciotką do krawca rozpoczął przygotowania do ekspedycji ratunkowej. Nie miałem cienia wątpliwości, że mu się spodoba ta niespodziewana atrakcja wieczoru :) . Przyjął zgłoszenie i od razu pojechał po rosomaka do warsztatu. Po drodze zabrał jeszcze swojego mechanika. Koordynaty na nasze pozycje przekazywaliśmy sobie transmisją GSM. Może po trzydziestu minutach zobaczyłem górne światła rosomaka. Scena jak z podróżniczego filmu o sawannach Afryki produkcji National Geografic.
Chłopaki trochę ze mnie łacha podarli w jakie g... sie wpier... . I do roboty. Rosomak zajął pozycję. Wyciągarka zaczepiona o przedni uchwyt w forku (ciekawe czy wiecie gdzie to jest, bo ja nie wiedziałem, mechanik Maćka nie miał z tym problemu), pilot wyciągarki w rękach Maćka, reduktor w forku zapięty i wyjeżdżamy z bagna jak po maśle. Wyciągarka rules a Maciek jest wielki :-)
Jeszcze chwilka pogaduchy o naszym majowym zlocie i płycie pod silnik, męski uścisk dłoni i sie rozjeżdżamy żegnając się awaryjnymi światełkami.
W zabłoconym ubraniu, z bólem w plecach od machania szpadlem i z wafelkiem na twarzy wchodzę ok. 21.00 do domu a Dorota ma niezłą polewkę ze mnie.


Czy warto było? Zdecydowanie tak - po pierwsze przyjaciół poznaje się w biedzie, po drugie poznałem ograniczenia forka - prześwit i opony, po trzecie - czegoś się nauczyłem - w terenie prowadź wyjątkowo starannie i ostrożnie. No i jaka przygoda !

Tendencyjna skala trudności tras dla SUV

Taki draft skali trudności dla SUV
Modyfikacje mile widziane:

1- plaskacze przejeżdżają z łapą za szybą, forek jedzie jak po czarnym
2 - forek jedzie jak po czarnym, jedynie trochę kurzu osadza się na tylnej szybie
3 - przyjemnie buja na wybojach, plaskacz szoruje miską
4 - błotko chlapie na boki, że trzeba szybkę przymknąć, dalej pieknie buja, plaskacze rzucają mięchem
5 - bloto az po rant felgi, z przyjemnością dodajesz gazu, lekko trzeba kontrować kierownicą (plaskacze dalej już nie pojadą)
6 - niektóre podjazdy dostarczają trochę adrenaliny, dobra zabawa
7 - niektóre podjazdy trzeba atakować na dwa razy, świetna zabawa
8 - auto wklejone w błoto ale jest nadzieja, że nasz subarak da sobie radę bez pomocy saperki.. i daje
9 - auto zakopuje się, saperka w akcji, rozglądasz sie za kumplem-holownikiem i z jego pomocą pokonujesz przeszkodę
10 - ratunku! gdzie ja tu znajdę traktor

Wiem co mam

2.0 wolnyssak 125KM osiągami nie powala, to fakt... Moim zdaniem to taka lada niva świata zachodniego. Gnasz szurtami 80km/h, ciągniesz smugę kurzu za sobą i robi się jak na równinach Kazachstanu, tylko ty, twój boxer, napęd 4x4 i bezmiar przestrzeni przed tobą. Gorący wiatr wpadając przez otwarte bezramkowe okno szarpie twoją koszulę i mierzwi włosy (jak się je ma). Dżwięki Pink Floyd zagłuszane są przez wszechobecne świsty w kabinie. Próbujesz trafić palcem w mikroskopijne przyciski firmowego radia. Włączasz funkcję laud i w końcu słyszysz znajome riffy gitary Gilmoura i bas Watersa. Z zadowoleniem myslisz o aluminiowej osłonie chroniącej silnik i mocniej wciskasz gaz, wkręcając boxera na 5000 obrotów by pewnie pokonac następny wiraż w tłumanach kurzu.
A z tym kurzeniem to może trochę chamuwa, ale naprawdę lubię to. Koło domostw zwalniam by nie zabrudzić zanadto świeżo wypranej pościeli suszącej się w przydomowym sadzie. Dzieci o umorusanych truskawkami buziach, lekko przestraszone widokiem niebieskiego potwora z gwiazdami na przodzie, wyłaniającego się z obłoków pyłu, machają małymi rączkami. Ich matki częstują papierówkami z wiklinowego koszyka. Wsiadam za kierownicę by znów sunąć szutrami w stronę następnego sioła, Spłukując kurz z gardła landrynkową oranżadą, mijajm przydrożne kapliczki... How wish, how wish you were here..
A potem dostojnie toczę się po czarnym 120km/h w stronę domu, swej kobiety i dzieci.
Już nie narzekam na moje jedyne 125 koni. Jem ze smakiem botwinową na żeberku a wzrok mimowolnie kieruję w stronę stojącego za oknem zakurzonego forestera.
Jędrek