wtorek, 13 marca 2012

Szybsze bicie serducha

Od wczoraj już wiem że dokładnie tak wyglądają polne dukty jak na zdjęciu kruque'a:
Forum subaru post kruque'a
Tym razem jednak nie była to wtopa a chwile chwały... No ale po kolei.

Siedziałem w robocie i jak to często w poniedziałki, czas wlókł się niemiłosiernie wolno. Co rusz zerkałem na wskazówki zegara i miałem wrażenie, że utknęły w jakimś cholernym zegarkowym korku. System zwalniał, traciłem łącze z dyskami, w biurze duszno, problem gonił problem, z każdym kolejnym mailem rosła lista TO DO, zespoły projektowe ze swoim retroaktywnym nastawieniem do wszystkiego nie posuwały roboty do przodu. No marazm i beznadzieja. Bezwiednie przeglądałem google maps. O 15.00 nie wytrzymałem. Wstałem i wyszedłem z zamiarem potoczenia się do domu lokalnymi asfaltówkami, wolno pykając fajkę.
Już za Węgrowem zniosło mnie na zachód na Krakowiany, Boleścin, Skarszyn a tam zamiast w lewo do domu to w prawo, bo przecież tak blisko stąd do Taczowa Małego.
I tak sobie jadę przez Taczów i pykam fajeczkę opierając wygodnie rękę o podłokietnik (tak, były takie modele z podłokietnikami). We wsi ogólna przedwiosenna rozpierducha. Mijam dwa dobrze ubłocone parchy (w głowie zaśwotała mi myśl, że może to byc mój plan ratunkowy).
Asfaltówka juz za świetlicą i klubem czytelnika, gdzieś tak pod koniec wsi przechodzi w brukowaną drogę. Wygląda bardzo zapraszająco (fotka).

Nic nie zapowiadało mających nadejśc emocji związanych ze stanem nawierzchni.
Koleiny tak na 2/3 koła (napewno większe niż prześwit) wypełnione średniogęstym błotem, po bokach ściany wąwozu. Jadę na reduktorze pilnując by nie spaść z wierzchołka koleiny. Za wąwozem polna droga z błotem na 20cm min. Olewam koleiny, pełny gaz i do przodu (jak Grigori z 4PiP). Kilka razy zaczęło mi stawiać auto bokiem, raz uniosło prawe przednie koło na dobre pół metra w górę. To ja kontra i gaz w podłogę. Błoto przelatuje ponad dachem a serce wali mi jak oszalałe. Nie mam odwrotu (jadę lekko z góry) i nie mogę się zatrzymać. To już nie jazda tylko orka i drifting. Z wdzięcznością myślę o Maćku co mi aluminiową płytę pod silnik wyszykował.
Cały dojeżdżam do przejazdu kolejowego. Rzut oka w lewo/prawo/lewo i już toczę się do karczmy Miłocin. Wysiadam i z podziwem oglądam ubłoconego forka. Co to jest za auto, jaka moc w nim drzemie i gdzie tym nie zajedziesz!
No i Geolandery A/T-S zrobiły robotę!
To była prawdopodobnie najtrudniejsza przeprawa offroadowa w moim życiu. Gdybym wiedział w jakim stanie jest ta droga, absolutnie bym się nie zdecydował nią jechać. A taka to urocza latem ścieżka wśród wąwozów, idealna na niedzielną przejażdżkę rowerkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz